Poprawka do poprzedniej notki - nie piszę o niczym, piszę na zmianę o rozkładzie fizycznym/psychicznym i o pogodzie.
+++
Za dni kilka kończy się lato. A jeżeli moja babcia nie ściemniała i to dzisiaj jest 66. rocznica napaści radzieckiej, to lato kończy się za dni sześć.
Lato, lato...
Pisałem już o tym, jakie będzie chujowe, bo nie będę miał zajęcia i rzeczywiście tak było, ale parę wartych uwagi dokonań też się znalazło - głównie nagranie płyty "Unplugged in Radodzierz". Squad Apostolsky niby się rozpadł, ale jeszcze powróciliśmy w chwale. I jeszcze wrócimy! (Ta, jasne).
Poza tym minione lato będzie mi się pewnie kojarzyło z piątkowymi najebywaniami i powrotami pieszo zawsze nad ranem (oj tak, te wschody słońca...).
Muza - wiele jej w lecie odnalazłem - poza starymi fascynacjami (nowe płyty Mudvayne - "Lost and Found" i NIN - "With Teeth") doszło A Perfect Circle i DevilDriver.
No, ale czas obetrzeć łzy, nadchodzi jesień. W sumie przyda się taka odmiana, nie wytrzymałbym kurde znowu takiego gorącego sezonu. Wyższy poziom świadomości zdecydowanie lepiej radzi sobie z zimnem.
No i jeszcze Sweet Smell of Rain.
+++
Tymczasem ja goję się po operacji. Blizna JEST widoczna - 20 cm długości i jeden cały, soczysty, taki, że trzymajcie peruki, milimetr grubości. Ale generalnie za wesoło nie jest - ciągle jestem słaby, dzisiaj np. miałem problemy z odkurzaniem.
+++
A ta radziecka napaść, w niektórych kręgach zwana też AGRESJĄ, podobno wcale nie była taka agresywna. Wg opowieści babci chłopaki przyszli i chcieli tylko dobrze zjeść i przespać się na sianku.
"I never wanted it to end like this
But flies will lay their eggs."
Nadszedł czas na pożegnanie. Żadnego dmuchania w smarkchusteczkę, czy popłakiwania w poduszkę. Czasami śmierć bohatera należy przyjąć z honorem. Usiądźmy więc teraz i poczekajmy na nadejście końca. Nigdy nie byłem zwolennikiem śmierci na życzenie, ale teraz decyzje zostały już podjete. Bywa tak, że miewa się dosyć ponurej rzeczywistości i dochodzi się do momentu, gdzie niezbędne są zmiany. Wkrótce udam się w podróż moim pociągiem widmo z kosmosu. Podróż, której celem Piekło jest, bracia moi i jedyni przyjaciele. Wasz tajemniczy mentor, Paweł K., o jakże dźwięcznej, aczkolwiek wymyślonej w wieku 10 lat ksywie Pike, jest przygotowany na to, aby stanąć twarzą w twarz ze swym stwórcą. Przygotwany na porażkę, po odniesieniu której poddany zostanie zabiegowi szatańskiej aborcji. Wiem o tym, gdyż wyższemu poziomowi świadomości często towarzyszą wizje. Widzę siebie krwawiącego i leżącego z otwartą klatką piersiową. Czy tak będzie wyglądał mój koniec? Czy też może odejdę z podniesioną głową? Życzcie mi powodzenia, bracia moi i jedyni przyjaciele (OK, ten tekst jest zapożyczony).
"I'll see you again, goodbye
I'll see you again, I'll see you again
Goodbye"