(PYTANIE: Jak nazywa się notka z dolnej części sinusoidy? [Górna część to notki o pogodzie.]
ODPOWIEDŹ: Notka z dolnej części sinusoidy nazywa się... szpanersko.
Hyhyhy.)
Od mojej operacji minęły dwa miesiące z minutami (tych minut było kilkanaście tysięcy, ale o tym szzzaaa...).
W sumie to zacznę od czegoś innego - dostałem niedawno dwie szóstki z matmy, ale obawiam się, że Szatańska Apokalipsa Mroczna Jak Skurwysyn się nie dopełni, bo trzeciej szóstki z rzędu nie będzie - ostatni sprawdzian poszedł mi gorzej. Podobna historia miała miejsce w 1. (liczebiki porządkowe zapisujemy z kropką) klasie - chyba dwa razy miałem dwie szóśtki z rzędu, a z trzecią się nie udawało - bo przyznajcie, nie widzieliście dwa lata temu, żeby siedmiu krowom głowy spadły, czy coś takiego. Teraz też im się kurde upiecze...
Wracając do głównego nurtu (i wykorzystując stary patencik na zapełnianie miejsca)...
Od mojej operacji minęły dwa miesiące z minutami (tych minut było kilkanaście tysięcy, ale o tym szzzaaa...). Przez ten czas niewiele się zmieniło - dalej mam problemy ze snem i czuję się, jakbym nosił w klatce piersiowej drucianego aliena:
Instruments prying
Aliens inside me
Tooling the machine
Intoxicating
Feel it unfolding
Riddles in me
(Mudvayne - "Pharmaecopia")
Taki liryc na potwierdzenie tezy to dobra rzecz, ale kijowe jest to, że w 90% ("procentach" - to słowo zwyczajnie odmieniamy) tylko autor (czyli ja, nie, bo ja to piszę, nie) zna pochodzenie i znaczenie. Wiem, że was to boli, ale cóż... ja mam to w dupie.
Odbiegam tak sobie od głównego nurtu, a wy nic nie mówicie. Pewnie mówilibyście, ale to tylko blog, cholerne literki. Ale nie należy sie wpieniać, literki - rzecz święta. Przypomniałem sobie o tym niedawno, kiedy musiałem wyrzucić długopis, bo się jebaka wypisał. Ale służył mi bardzo długo, to był ten najlepszy z wszystkich nieszkolnych długopisów. Czarny, soczysty kolor, lekka, cienka, żółta obudowa, przypominająca promyk słońca ("słońce" piszemy z dużej litery chyba tylko w kontekście astronomicznym - jako nazwa ciała niebieskiego, a tu chodzi tylko o takie słoneczko na niebie ["niebo" z dużej tylko w kontekście religijnym]).
I znowu odbiegam od głównego nurtu, do którego zresztą (tak, "zresztą" piszemy razem) po ostatnim odbiegnięciu nie zdążyłem nawet wrócić. Teraz wsiadam do mojego pociągu widmo z kosmosu (c), ruszam i chwila nie mija (nawet niezależnie od interpretacji słowa "chwila") i już jestem z powrotem (a nie "spowrotem") przy głównym nurcie.
O czym to ja...? O bliźnie miało być, bo taki tytuł notki (szpanerski). No więc, blizna jest i ma się dobrze. Czy coś więcej powinienem dodać, bracia moi i jedyni przyjaciele?
***
Notkę chciałbym zakończyć epilogiem (niemożliwe!) w postaci orędzia do obywateli. Prologiem epilogu będzie krótki cytacik (i jakże ubogi, kiedy nie ma obrazu i zostają same literki) z "Mechanicznej pomarańczy, the (1971)":
- I don't want to live anyway! Not in a stinking world like this!
- Oh... And what's so stinking about it?
Generalnie to chodzi mi o wybory. Zagłosuję na Tuska, bo wpienia mnie w naszym poczciwym, zaściankowym kraju właśnie jego zaściankowość - wsiowy konserwatyzm, wsiowa religijność, wsiowa moralność.
Epilogiem epilogu będzie krótki cytacik Mansona. Zaśpiewajmy razem, hej!
This is your world in which we grow.
And we will grow to hate you.