Wczoraj był koncert Mudvayne w Warszawie. Nie było kasy, nie było z kim jechać, jednym słowem - nie jechałem.
Właściwie to nie podoba mi się sama idea "koncertu" - stado zjebów, jedni ocierają się o drugich, głośno, a w zasadzie zdecydowanie ZBYT głośno i zero jakiegoś wczuwania się w muzę, żadnego osobistego, INTYMNEGO podejścia do sprawy. Ale z drugiej strony - to przecież "mój ulubiony zespół", dostaję orgazmów przy każdym kawałku, znam (i nawet rozumiem) wszystkie teksty i teraz poczułbym to wszystko live.
Podsumowując, nie byłem tym za bardzo wkurwiony, ale czasem wystarczy jakiś mały bodziec, żeby wszystkie zaaplikowane wkurwy się przebudziły. Tak właśnie teraz się stało.
"All because of you!"
"Hej, gadałem o tym z tobą czy ze sobą samym?"
Po ostatniej notce zaciekawił mnie motyw całej tej psychozy i trochę o tym poczytałem. Rzeczywiście tak może być, że cały mój 'hatred inside' jest uwarunkowany genetycznie albo przez hormony. Zwykła choroba, jak każda inna. Ale nie o tym chciałem pisać, bo to wszystko takie dosyć hipotetyczne i naciągane. Otóż znalazłem (jako jeden z objawów psychozy depresyjno-maniakalnej) coś takiego jak kompulsje. Nie rzucę żadną encyklopedyczną definicją, bo normalnie mi się nie chce, ale chodzi o takie bezsensowe, świadome, bezcelowe powtarzanie pewnych czynności. I ja to kurde mam i to w nieznośnych ilościach. Codziennie robię coś tego typu:
+ Czytając jakąś książkę, prawie każdy akapit często muszę czytać kilka razy, ale nie dlatego, że nie czaję, tylko tak jakoś chcę, czuję powinność. Tak samo jest z poszczególnymi zdaniami. Nie przewrócę kartki, jeśli nie powpatruję się w jakiś wyraz, szukając ukrytego sensu.
+ Są też takie typowe rzeczy, jak obsesyjne poprawianie różnych niedociągnięć, typu zagięta firanka albo wystający fragment przedmiotu poza blat stołu, ale to raczej ma wiele osób.
+ I moje ulubione dziwactwo - gdy coś piszę, naprawdę cokolwiek, prawie zawsze co któryś wyraz poprawiam, jadę po nim długopisem jeszcze raz, bo tak jakoś zauważam, że litery są nierównej grubości albo niektóre w ogóle tak słabo napisane, że trzeba porządnie porawić, ale nigdy nie kreślić, zawsze przejechać długopisem jeszcze raz i tak poprawiać, aż grubość będzie idealna, ale jednak przejechać jeszcze raz, żeby wszystko się spierdoliło. No i zaczynam od nowa.
Czy to się leczy?